Strzelanie z armaty do komara funkcjonuje w naszym języku jako synonim zastosowania nieadekwatnych potrzeb do rozwiązania jakiegoś problemu. Mówimy tak, gdy ktoś sprowadza specjalistyczny sprzęt obliczeniowy tylko po to by, policzyć coś, co można zrobić na kawałku kartki papieru przy pomocy ołówka i to w zaledwie 5 min. Gdy przyjeżdża ogromna laweta po malutkie dwuosobowe auto lub gdy policja wysyła cały oddział szturmowy antyterrorystów do obezwładnienia jednego podchmielonego chuligana.
Jednak zdarzają się sytuacje, gdy z pozoru dziwne, czy nieadekwatne środki zastosowane w danej sytuacji, są niezbędne lub najprostsze do zdobycia. Przecież mając pod ręką profesjonalną, dużą i ciężką wiertarkę, nie będziemy specjalnie kupować zwykłej wkrętarki, by wywiercić niewielki otwór w pracy plastycznej dziecka, tylko weźmiemy to, co jest i załatwimy sprawę szybko i dobrze.
Co zrobić, gdy słoń się słania?
Są też sytuacje, gdy dana czynność nie ma dedykowanego sprzętu do jej wykonania. Weźmy takie słonie. Słoń nie może leżeć, jest za ciężki, by w pozycji leżącej mógł oddychać, więc gdy zachoruje, jedynym sposobem na podtrzymanie go przy życiu do momentu wyleczenia jest jego spionizowanie.
No ale przecież zazwyczaj nawet w ogrodach zoologicznych nie ma specjalistycznego sprzętu do pionizowania słoni. Najczęściej jedynym sprzętem, który może do tego posłużyć, jest wózek widłowy. I to właśnie przy jego pomocy ratuje się słonie przed niechybną śmiercią, która by je czekała, gdyby nie ludzka pomysłowość. Tę samą sztuczkę stosuje się też czasem w przypadku chorych koni.
Jak patykiem wykopać sobie dom?
Przyzwyczailiśmy się przez lata wykorzystywać zaawansowaną technikę w zwykłych pracach ziemnych. Zwykły działkowiec dysponuje profesjonalnymi łopatami przystosowanymi do różnych rodzajów prac i podłoża. Inne są do przekopywania grządek, inne do kopania dołów, jeszcze inne do przerzucania kompostu. Jednak w historii ludzkości całkiem niedawno wiele tych prac wykonywano przy pomocy kawałka drewna. Oczywiście nic w tym dziwnego, taka jest kolej rzeczy, że człowiek wykorzystuje swój intelekt do ułatwiania i przyspieszania sobie pracy. Jednak wielu z nas jest ciekawych, jak to faktycznie kiedyś było robione i jak to było możliwe wykopać wielki dół przy pomocy patyka.

Skąd wiadomo, że nas to nadal ciekawi? Na YT wielce popularne stały się filmy nagrywane gdzieś daleko w dżungli, na których można obserwować jak w przyspieszonym tempie jeden człowiek, przy pomocy kawałka patyka, wykopuje wielki basen i wzbogaca go w podziemną przebieralnię. Jak inny amator dzikiego przetrwania podobnym patykiem wykopuje sobie cały, wielopokojowy dom. Ludzka pomysłowość i determinacja naprawdę nas zadziwiają i fascynują.
Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie potrzeba zaawansowanego i wymyślnego oprzyrządowania, by wykonać jakąś konkretną nawet trudną pracę. Bo przecież nie potrzeba wielkiego młyna i dostaw zboża ciężarówkami, by upiec chleb z wyhodowanego przez siebie ziarna.
Dźwig do zadań specjalnych
Nie mam tu na myśli nietypowych dźwigów, które z założenia są przystosowane do pracy w arktycznym mrozie na platformie wiertniczej, czy niesłychanie wysokich żurawi pracujących przy budowie najwyższych drapaczy chmur. Chodzi o zadania, do których człowiek „zmusza” te niezwykle przydatne maszyny, mimo iż nie są do tego stworzone.
Pozwól drogi czytelniku, że przytoczę krótką historyjkę.
Był to wyjątkowo deszczowy dzień jak na tę porę roku w Port Lincoln. Tom stał przy oknie, patrząc na lecące z nieba strugi deszczu i szczerze żałował, że miesiąc temu zgodził się na zorganizowanie lokalnego turnieju tenisowego. Mimo iż ranga zawodów nie była zbyt wysoka, to nie wyobrażał sobie jak to będzie zawieść tutejszą społeczność i narazić na szwank swoje nazwisko i dobrą reputację świetnego organizatora. Jednak tym, co naprawdę go martwiło, był zawód, jaki może sprawić swoim dzieciom, Melanii i Robowi. Gdyż to im najbardziej zależało na tym turnieju, bo jako młodzi obiecujący zawodnicy mieli nadzieję spotkać na nim swojego idola Nicka Kyrgiosa. Utalentowanego australijskiego tenisisty pochodzenia grecko-malezyjskiego.

Sytuacja wydawała się bez wyjścia, a czasu zostało niewiele. Deszcz lał na całego, prognozy potwierdzały, że tak będzie przynajmniej jeszcze przez 2 dni, a turniej już jutro. Tom zrezygnowany usiadł w fotelu i sięgnął po telefon, zamierzając dzwonić po kolei do wszystkich zaangażowanych w organizację imprezy osób, by całość odwołać. Wtedy jego wzrok zatrzymał się na bezkształtnej stercie zalegającej w koncie pokoju. Był to fort, typowy fort z poduszek i koców zbudowany przez dzieciaki już kilka dni temu. Chociaż nie był najlepszą ozdobą salonu, to Tom cieszył się, że jego potomstwo i robi coś poza graniem w tenisa i siedzeniem przed konsolą, więc nie nalegał na posprzątanie tego bałaganu. Teraz patrząc na to wszystko, doznał olśnienia. Skomplikowana konstrukcja z krzeseł, taboretów i kija od szczotki jak dźwig podtrzymywała koc rozpostarty nad wszystkim niby ogromny namiot. Tak to była jego jedyna szansa. Nie mógł zorganizować zawodów w jedynej nadającej się do tego sali miejskiej, bo niedawno rozpoczął się tam mający trwać ponad rok kapitalny remont. Pozostawały otwarte korty szkolnego ośrodka sportowego, lecz w deszczu nie można było tam grać. W okolicy nie było też, żadnych odpowiednich prywatnych kortów, czy choćby możliwości wypożyczenia „balonu”. Teraz jednak wróciła Tomowi nadzieja. Zadzwonił do znajomego producenta plandek samochodowych i zarazem właściciela ogromnego dźwigu. Zaledwie trzy godziny później nad kortem rozpościerał się wspaniały namiot, a wewnątrz trwały prace osuszające i przygotowawcze. Tak oto zwykły dźwig został namiotem sportowym i uratował wspaniałą sąsiedzką zabawę, która utkwiła w pamięci mieszkańców na zawsze.
Kolejny przykład ciekawego zastosowania dźwigu dał mieszkaniec małej wsi na południu Wietnamu. Ponieważ wieś w porze deszczowej była odcięta dość wartkim strumieniem od drogi do pobliskiego miasteczka targowego, a on dysponował służbowym dźwigiem samochodowym. To, co niedziela, gdy tylko była taka potrzeba, zawieszał na haku ogromny kosz wypleciony przez kobiety ze wsi i przenosił ludzi ramieniem dźwigu na druga stronę rzeczki.
Natomiast dźwigi i żurawie służące do skoków bungee i spadochronowych już nikogo nie dziwią, a to przecież też nietypowe zastosowanie.
I co z tego wynika?
Tak więc jesteśmy jedynymi zwierzętami na tej planecie, które nie, dosyć że potrafią wymyślać przedmioty o konkretnym przeznaczeniu, to potrafimy jeszcze wymyślać nietypowe przeznaczenie do już istniejących rzeczy. To jest właśnie nasza elastyczna kreatywność.